Słodkie masełko do ust, jakże znanej i lubianej firmy Bielenda zakupiłam jakieś trzy miesiące temu w Rossmanie za ok.7 zł. Poprzednikiem owego produktu był kultowy już carmex, który bardzo mi odpowiadał. Jednak wiadomo, że kobieta zmienną jest i w sklepie zmiast ulubionego balsamiku pokusilam się na to masełko. Wybrałam odcień Soczystej maliny, z nadzieją że nada ona ustom pudrowy kolor. Ku mojemu rozczarowaniu tak się nie stało... ale o tym za chwilę.
Po otworzeniu pojemniczka, moim oczom ukazał się przyjemny widok. Masełko ma odcień soczystej czerwieni (jedynie w pojemniczku), akurat z tym producent trafił w dziesiątkę. Zapach przyjemny, za to konsystencja fatalna... Balsam jest rzadki jak woda... Ciężko się go nakłada i zostawia nie fajne uczucie na ustach...Co do pięknej woni, po czasie staje się przesadzona i nachalna. Produkt jest bardzo wydajny, ze względu na to że jest rzadki. Mimo to nie trzyma się długo... Jedynym plusem jest słodki posmak po oblizaniu ust. Jak dla mnie nie znalazł on zastosowania w łagodzeniu spierzchnięć ust czy poprawianiu ich kondycji. Używam go przed makijażem, i to bardzo rzadko... Na pewno do niego nie wrócę.
A czy wy miałyście styczność z tym produktem? Co możecie o nim powiedzieć?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz